Opublikowany przez: Zbigniew.W. 2013-11-06 12:55:16
Jak rzuciłem palenie…
Nie palę! Rzuciłem to świństwo jakieś 20 lat temu, w pewien wrześniowy poranek, po długiej nocnej imprezie… Męczyłem się jakiś tydzień lub dwa, ale potem było już tylko lepiej. Gdy w ostatnich podrygach nałóg chwytał ostro za gardło, broniłem się jak umiałem. Wsiadałem na rower i pędziłem do zmęczenia po okolicznych lasach, górkach, dołach i głęboko przy tym oddychając. Mogłem sobie na to pozwolić, bo byłem na urlopie. Teraz myślę, że gdybym wtedy pracował, to z rzuceniem palenia nie poszłoby mi tak łatwo, stosunkowo łatwo…
Gdy po tygodniu wróciłem do pracy i kolega zapalił przy mnie „gluta”, od razu źle się poczułem. Zemdliło mnie i doznałem zawrotu głowy. Poprosiłem, żeby nie palił przy mnie. Spojrzał ze zdziwieniem i bez zrozumienia, ale wyszedł. Z oporami, ale przestał palić w pokoju. To był sukces…
Nie rzuciłem palenia znowu tak łatwo i bez przygotowania. Wcześniej, przez wiele miesięcy – jakby przeczuwając co będzie później, tłumaczyłem sam sobie, że przecież nie urodziłem się z papierosem w ustach, że palenie jest naprawdę szkodliwe i że przez nie pewnie prędzej umrę w cierpieniach na raka płuc. Może brzmi to naiwnie, może trochę śmiesznie, ale zadziałało, pomogło i dałem radę. Rzuciłem to świństwo i po 20 latach (jak za zabójstwo) wyszedłem wreszcie z tego i stałem się wolnym człowiekiem.
Dzisiaj nie mam już porannego kaszlu ani zadyszki. Mogę swobodnie wejść na IV piętro, a nawet wbiec jeszcze wyżej i „zaoszczędziłem” blisko 90 tys. zł.! Teraz z ubolewaniem i troską patrzę na młodych ludzi, którzy na ulicy, przed szkołą, z uśmiechem na ustach zaciągają się śmierdzącym i rakotwórczym dymem. A gdy podczas wizyty w ośrodku zdrowia z bólem gardła lekarz podchwytliwie pyta czy palę, to z uśmiechem odpowiadam, że nie i tym samym wytrącam mu z ręki uniwersalną przyczynę wszelkich bólów gardła, kaszlu i infekcji. Medyk musi więc pogłówkować, bo nigdy nie jest tak prosto i łatwo…
Wiem, wiem…
Że z nałogiem trudno się walczy, bo wróg mocny i jak się okopie na pozycjach, jak się zasadzi i jak przypnie, to łatwo nie będzie. O wódzie – koleżance papierosa mówią np., że człek ją leje w gębę, a ona wali na ziemię, a potem w … ziemię. Ale nawet będąc na ziemi trzeba się natychmiast podnieść. I zawsze warto walczyć do końca – aż do chwili, gdy będziemy żałować tych lat w okowach… Wtedy już wygraliśmy…
Zbigniew.W.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.